Zebraliśmy całą kwotę potrzebną na wybudowanie szkoły w Koungolou, w Kamerunie!
Z wielką radością pragniemy poinformować, że z Państwa wsparciem udało nam się zebrać 46 252 euro na budowę szkoły. Jest to kwota, która wystarczy na pokrycie kosztów wybudowania szkoły w całości.
Archiwum projektu:
Melanie na 3 lata. Jej starsza siostra nie chodzi do szkoły, bo musi się nią opiekować. Siostry, jak większość dzieci w buszu, jedzą raz dziennie. Awokado prosto z drzewa jest więc nie lada gratką. Dziewczynki dużo rzadziej niż chłopcy chodzą do szkoły: pracują z rodzicami w polu, zajmują się młodszym rodzeństwem. Zostają kobietami w wieku 13–14 lat. Gdy w wieku 16 lat nie mają jeszcze własnych dzieci, jest to źle widziane. Małżeństwa są aranżowane przez dorosłych.
Nie chcą, by nazywać ich Pigmejami. Dla nich to poniżające określenie, oznaczające: mały chłopak, niedorostek. Sami siebie zwą: Baka. Lubią też określenie: dzieci lasu.
Żyli w lesie i z lasu
Bo w lesie Baka są najlepsi: są znakomici w polowaniach, wnykach, połowie ryb, zbieraniu darów lasu. Charakteryzuje ich nieprawdopodobny instynkt. Wychodzą na najwyższe drzewa, na które nikt nie wejdzie, i zbierają miód. Baka żyli w lesie i z lasu. Przez wiele pokoleń nie mieli styczności z innym ludem. Ale wtedy jeszcze były słonie i drzewa. Na słonie polowali, kopiąc w ziemi ogromne pułapki. Znali w buszu każdą roślinę, każdy liść – wiedzieli, co jest jadalne, a co nie. Jedli też węże czy małpy. Węża potrafili zauważyć z 20 metrów. Teraz, gdy lasy są przetrzebione, nie mają z czego żyć. Drzewa zostały wycięte i wywiezione do Europy. Zmienił się cały ekosystem. Pouciekały pszczoły, więc brakuje wielu roślin. Zniknął las zatrzymujący wodę, więc i ryb już brakuje. Baka, którzy żyli w buszu jako koczownicy, musieli z niego wyjść.
Bez papierów, bez edukacji
Kontynuowali swoją koczowniczą tradycję. Gdy chcieli się osiedlać we wsiach dominującego ludu Bantu, pojawiały się konflikty. Nie chciano ich przyjmować, byli wykluczani i wykorzystywani. Z czasem zaczęli pracować na polach czy budowach dla Bantu za darmo – jedynie za jedzenie. Czasem zapłatą za dniówkę były dwie szklanki bimbru. Bantu z kolei sobie kazali płacić – np. za przeczytanie dokumentu żądali dwóch dni pracy. Pojawiły się też zwykłe, życiowe problemy: żyjący tradycyjnie Baka nie znali francuskiego, nie mieli dowodów osobistych, nie umieli ani czytać ani pisać. Dużo z nich nigdy nie trzymało w ręku ołówka czy długopisu.
Dzieci nie chodziły do szkoły, aż pewnego dnia misjonarze usłyszeli od Baka: chcemy być jak oni, jak Bantu. Mieli dość wyzysku, chcieli się uczyć.
Kerekou (lat 9) i Jean (lat 10) do szkoły mają 9 km. Młodszy chce być nauczycielem, a starszy lekarzem. „U nas we wsi nie ma lekarza” – argumentuje swoją decyzję chłopiec.
Abi ma 15 lat. Jest siódmy z dziewięciorga rodzeństwa. Jego rodzice uprawiają rolę — maniok, plantany i makabo. Chciałby być inżynierem i budować domy.
Tak w buszu wyglądają szkoły – ten stary budynek, bez dachu, ze ścianami podmytymi powodziami, to miejsce nauki 54 uczniów.
Chief wsi o imieniu Amumba wierzy, że szkoła „daje mądrość i rozszerza wiedzę”. Ubolewa, że nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły. A wiele z tych, które chodzą, skończy tylko 4 klasy podstawówki.
Bracia szkolni od wielu lat prowadzą w Kamerunie 13 szkół dla Baka. Tam, gdzie dzieci się uczą, we wsiach coraz łatwiej się porozumieć, spada analfabetyzm, coraz więcej osób zna francuski. I co najważniejsze: zwiększa się świadomość, szefowie wsi chcą mieć u siebie szkoły. To podstawówki, dające zaledwie kilka klas nauki, ale są i tacy, którzy idą potem do szkoły średniej.
Wzorcowa wioska
Brat Marek opowiada: „Znam szefa wsi Baka, który był naszym dawnym uczniem. Skończył podstawówkę, a potem pierwszy poziom szkoły średniej. Wrócił do swojej wsi — miało być tylko na wakacje, miał wrócić do miasta, by zdać maturę. Ale w czasie tych wakacji wieś zadecydowała: wybrano go na szefa wioski. Został i zmienił swoją wieś: jest w niej szkoła (z namalowanym na murze hasłem: edukacja to rozwój), jest rada nauczycielska, a do szkoły chodzi ogromna większość dzieci. I co unikalne: większość z nich to dziewczynki. Przy szkole założono plantację. Mają tam banany jadalne i pastewne oraz maniok, niedługo będą sadzić drzewa owocowe. Uprawy dają żywność uczniom, a także wspomagają utrzymanie szkoły. To niemal wzorcowa wioska!”.
To piękny przykład, ale niestety nie częsty. Większość osad Baka wciąż składa się z domów – szałasów, zrobionych z gałęzi i przykrytych liśćmi bananowca lub lepianek z gliny osadzonej na konstrukcji z drewna. „Nie widziałem jeszcze murowanego domu” – przyznaje brat Marek.
Edukacja zmienia życie
Baka starają się przetrwać, rodzinami uprawiając pola: manioku, kukurydzy, bananów. Brakuje wody: przeciętnie chodzą dwa lub trzy kilometry po wodę. Leczą się sami. „Ich medycyna jest na świetnym poziomie. Znają wszystkie zioła, korzenie, kory z drzew. To nie jest szamańska wiedza, każdy z nich ją posiada. Leczą malarie, tyfus, chory żołądek. Ja też korzystam z ich leków” – przyznaje brat Marek. „I kolejny przykład, jak szybko edukacja potrafi wiele zmienić. Mieliśmy w szkole dwóch utalentowanych chłopaków. Uczyli się stolarki, ale jak wrócili na wieś i zobaczyli, że ich lud nie ma zaufania do zachodniej medycyny, postanowili z powrotem wyjechać do miasta i uczyć się pielęgniarstwa. Potem przez kilka miesięcy na własnej wsi pracowali za darmo — tylko po to, żeby przekonać swoich krewnych do lekarzy. I przekonali!
Niewielka, ale ważna szkoła
Dlatego chcemy wybudować kolejną szkołę w buszu, w regionie Koungoulou. Będą to dwie klasy, magazyn oraz biuro. Widzimy, że ten system niewielkich szkół działa i realnie zmienia życie tych ludzi”.