Przekazaliśmy 395 383 zł na budowę centrum dzieci ulicy w stolicy Madagaskaru, Antananarivo.
Odkąd dom Rollanda się zawalił, rodzina rozpierzchła się po mieście. Gdy zmarła mama chłopca, ojciec przestał się interesować synem, wpadając w alkoholizm. Rolland nie miał absolutnie nikogo. Było mu właściwie obojętnie, w którą stronę pójdzie. Najczęściej spał na targowisku, gdzie żywił się resztkami warzyw. Czasem udało mu się coś zarobić, nosząc wodę. Miał 15 lat, gdy pewnej nocy śpiący obok chłopiec wspomniał mu o centrum dla dzieci ulicy, do którego Rolland z czasem się zgłosił. Został uratowany.
Wykluczone, niechciane, samotne
W Antananarivo na ulicy żyją nawet 3- czy 4‑letnie dzieci. Żyją, śpią, dorastają dosłownie na ulicy – w zaułkach, po kątach, sypiając na kartonach i starych szmatach. Część śpi w tunelach, ciągnących się kilometrami pod miastem — gdzie od brudu aż śmierdzi, a woda leje się po ścianach.
Wałęsają się bez nadziei i celu, gromadząc się w nawet 50-osobowe grupy czy wręcz gangi. Żebrzą, snując się między samochodami. Niektóre kradną. Część wpada w prostytucję, część jest porzuconymi dziećmi prostytutek. Padają ofiarą pedofilii. Wykluczone, niechciane, samotne.
Ulica tego nie uczy
Chłopakom żyjącym na ulicy w stolicy Madagaskaru brakuje miski jedzenia, ubrania, czystego koca do spania. Ale przede wszystkim brakuje im zdolności do miłości, umiejętności zaufania komuś czy wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Ulica tego nie uczy.
Uczy za to przemocy, wrogości, agresji. Zamykania się w sobie, by nic już nie mogło zaboleć tak jak bolała utrata domu i rodziny. Ulica uczy krzywdzenia słabszych i młodszych – tak jak samemu było się bitym i okradanych z ostatniego kawałka chleba. Sięgania po tani, najbardziej toksyczny alkohol i narkotyki, wąchanie kleju i benzyny. Wszystkim tym zagłuszają poczucie bezsensu i strach. Na ulicy nie ma innego sposobu, by przetrwać — poza wejściem w świat przestępczy. Edukacja ulicy jest prosta: reaguj przemocą na przemoc, a wtedy przeżyjesz.
Według UNICEF‑u, w krajach afrykańskich 50 mln dzieci żyje na ulicy. Są to przede wszystkim chłopcy w wieku 10–15 lat. Fot. Dariusz Marut..
W Antananarivo działa centrum szkoleniowe dla osieroconych dzieci ulicy (lub dzieci w trudnej sytuacji). Centrum prowadzą ojcowie duchacze (w tym jeden z Polski), którzy na Madagaskarze założyli wiele szkół, w których uczą się tysiące dzieci.
Pomogą w budowie swojego domu
Centrum w stolicy Madagaskaru przede wszystkim chroni przed światem przestępczym. Daje też podstawowe wykształcenie, ucząc konkretnego zawodu. Każdego dnia przyjmuje około 300 dzieci. Niestety, obecny stan ośrodka uniemożliwia zapewnienie całodobowej opieki. Dzieciaki wracają na noc do rodzin (jeśli je mają) lub znajomych albo… na ulicę. Trzeba wybudować spory dom, w którym mogłyby też sypiać. Poza tym dotychczasowe warunki w centrum i tak są fatalne. Właściwie to ruina. Ze starych budynków może zostać jedynie stolarnia – i to po gruntownym remoncie. Resztę zrujnowanych budynków rozbiorą sami wychowankowie, oczywiście pomogą również przy budowie nowych – to będzie ich własny wkład w nowy dom.
Można je uratować!
Musi powstać nowe centrum – solidny budynek z warsztatami, piecem do wypalania prac, miejscami noclegowymi (z łazienkami) oraz magazynami na wyprodukowane przez wychowanków wyroby. Centrum ma szanse się samo utrzymać ze sprzedaży tego, co wyprodukują wychowankowie. Już dziś produkowany przez nich drut kolczasty dobrze się sprzedaje (niewiele firm się tym zajmuje). A w planie są wyroby garncarskie oraz przetwory warzywne. Nauka zawodu (stolarz, garncarz, kucharz, spawacz) i praca dla wychowanków mają działania terapeutyczne, są szansą na odzyskanie szacunku do samych siebie po życiu na ulicy. Pomocą w tym będzie też kadra pedagogów i psychologów.
Większość dzieci ma ogromne szanse na wyjście z życia na ulicy. Mają niesamowite pragnienie, żeby ktoś się nimi zajął, pomógł im, żeby w ogóle ktoś się nimi zainteresował. Pracownicy centrum, choć to za każdym razem długi i żmudny proces, odnoszą świetne efekty. Dzieci można przywrócić do normalnego życia. Centrum pomoże dzieciom, a my pomóżmy zbudować im dom.
Alphonse Rakotonatoandro. Fot. Dariusz Marut.
Rodzice Alphonse są alkoholikami. Chłopak doznał wielu krzywd, wręcz tortur; wysłuchał wielu obelg i krzywdzących słów. W wieku 10 lat uciekł i został włóczęgą. Nigdy nie chodził do szkoły. Na ulicy żywił się odpadkami. Miał 13, gdy został przyjęty do centrum. Od tej chwili zaczęła się jego trudna walka o odzyskanie godności i spokoju. Obecnie Alphonse uczy się garncarstwa.
Fernando José Rakotonirina. Fot. Dariusz Marut.
Jose został porzucony przez ojca. Mama samotnie wychowywała dzieci. Kiedy kolejny raz wyszła za mąż, mężczyzna znęcał się nad dziećmi. Jose opuścił dom. Trafił na ulicę, gdzie nieraz bywał bity, znosił obelgi, głód i zimno. Pracował trochę jako tragarz. Ostatecznie trafił do centrum i uczy się w gimnazjum.