„W naszej przychodni odbieramy ponad trzysta porodów rocznie. Ta liczba wciąż rośnie. Niestety, nie jesteśmy w stanie wszystkim pomóc ani też udzielić pomocy w trudnych przypadkach. Kobiety z komplikacjami musimy odsyłać do państwowego szpitala” – mówi Krystyna Pudło, od lat kierująca przychodnią w Ayos.
„Warunki w tamtym szpitalu są złe. Nie mają choćby wody – przyjeżdżają z beczkami do naszej przychodni. Nie mają też inkubatora – kontynuuje dyrektorka przychodni. – Raz wysłałam im kobietę z trudnym porodem. Zaopatrzyłam ją w reklamówkę z antybiotykami, bo wiedziałam, że ich tam nie dostanie. Kobietę uratowali, ale dziecko już nie. Zmarło z wychłodzenia.
Innym razem zostałam obudzona przez rodzinę w nocy, bym ja lub ktoś od nas oddał krew. Rodzina za mało zapłaciła w państwowym szpitalu i nie chcieli im pomóc”.
Poród w państwowym szpitalu jest za drogi dla przeciętnej rodziny. To koszt około 30 euro. Można za to kupić 25 kg ryżu czy 15 litrów oleju. Do tego rodząca musi sama przynieść wszystko: rękawiczki, bandaże, chlor, a rodzina musi posprzątać salę porodową.
W przychodni prowadzonej przez siostry Opatrzności Bożej za poród płaci się ułamek tej kwoty, a najubożsi otrzymują leczenie za darmo. Przychodnia jest jednak za mała.
Brakuje nawet magnezu
Gdy kobiety nie stać na badania w ciąży, nie da się przewiedzieć komplikacji. „Raz przyszła do nas kobieta, która nie wiedziała, że jest w ciąży bliźniaczej” – wspomina Krystyna Pudło. Gdy poród już się rozpoczął, odsyłanie kobiety może skończyć się śmiercią i matki, i dziecka.
„Innym razem odesłaliśmy do państwowego szpitala kobietę ze stanem rzucawkowym. Tam nie mieli magnezu, żeby jej podać. Przybiegła do nas rodzina i wydaliśmy im magnez.
Sytuacje życia lub śmierci
Ratujemy też dzieci w najtrudniejszych sytuacjach. Pewnego późnego wieczoru przyszła do mnie kobieta w zaawansowanej ciąży i mówi, że albo wezmę jej dziecko, albo ona szuka aborcji. Obiecałam jej wszystkie darmowe badania i że zaopiekuję się jej dzieckiem po porodzie. Gdy urodziła, zniknęła w nocy, nikt jej odtąd nie widział.
Zgłosiła się para, która nie mogła mieć dzieci. Adoptowali chłopca. Potem okazało się, że ma anemię sierpowatą. Mąż był wysokim urzędnikiem państwowym i leczyli synka najlepiej, jak się da – nawet za granicą. Po latach się dowiedziałam, że oboje rodzice adopcyjni mają geny odpowiedzialne za tę chorobę. Gdyby mieli swoje dziecko, też by urodziło się chore”.
Niezbędna porodówka!
W Ayos potrzebna jest porodówka – z salą operacyjną, w której można by, m.in., przeprowadzać cesarskie cięcia. Potrzebujemy też wybudować salę przedporodową, porodową i poporodową. Niezbędna jest także sala zabiegowa, sala dla chorych mam w ciąży, sala dla wcześniaków i magazyn.