Przekazaliśmy 42600 euro na wyposażenie stołówki przy szkole średniej w Chamuka w Zambii. Był to projekt zrealizowany dzięki wsparciu Darczyńców poprzez przekazanie 1 % podarku za rok 2020.
O powstającej szkole średniej w Chamuka mówi s. Barbara Gawełda: Do szosy jest osiem kilometrów, do miasta 35 km. Ludzie żyją tu biednie: bez prądu, bez kanalizacji, bez wody: w okolicy jest tylko jedna czy dwie studnie. Ubogo tu nawet jak na Zambię, która jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Średnia długość życia nie przekracza 52 lat, epidemia HIV/AIDS zbiera ogromne żniwo – podobnie jak malaria i gruźlica. W regionie żyje się z drobnego handlu albo uprawia się właściwie tylko kukurydzę, troszkę dyni i orzeszków ziemnych. Podstawowym pożywieniem jest więc kukurydza, starta na mąkę. Z niej przyrządza się rodzaj papki (nzima), którą się je z liśćmi np. dyni. Czasem ktoś ma kurę, jajko, czasem ktoś ma drzewo mango. Taka dieta nie zaspokaja potrzeb organizmu, zaspokaja tylko uczucie głodu.
4 kolby kukurydzy i 4 myszki
O tutejszych warunkach życia wiele mówi podarek, jaki mieszkańcy Chamuka przynieśli na otwarcie pierwszego budynku szkoły: były to 4 kolby kukurydzy i wychudzona kura. Dali najcenniejsze, co mieli.
W tej rodzinie wychowuje się ośmioro dzieci, w tym dwójka przygarniętych. Zostały przysposobione, gdy zmarła ich mama. Towela, dziewczynka pierwsza z lewej, nie chodzi do szkoły. Pomaga mamie w pracach domowych, a chłopcy wraz z tatą wypalają węgiel drzewny.
Edukacja daje im szacunek
Dyplomy dziewczyny zawożą do swoich domów na wsi, wieszają na ścianie i wszyscy je widzą. Wtedy ludzie zaczynają te dziewczyny szanować. Bo ona ukończyła szkołę! – mówią z estymą. Bez tego – na prowincji Zambii dziewczyny bywają traktowane jak towar.
Albo historia innego podarunku. Charles miał 8 lat. Po śmierci rodziców mieszkał z babcią. Wtedy przyszła kolejna tragedia: babcia poszła nad rzekę robić pranie i tam zginęła w wyniku ataku krokodyla. Charlesem zaopiekowały się siostry. Kupiły mu mundurek, więc mógł pójść do szkoły. Pewnego dnia podszedł do jednej z sióstr z zawiniątkiem, zrobionych z liści. Otworzył rękę i pokazał siostrze cztery myszki. My w Polsce myszy się zwykle brzydzimy, ale trzeba pamiętać, że są na świecie ludzie, dla których to cenne źródło białka. Charles chciał podziękować, a przecież nie miał dosłownie nic innego.
Kury i jarmuż
Ale wracając do ubogiej diety – dlatego tak bardzo potrzebna jest nasza szkoła. Poza zwykłymi przedmiotami będziemy tam uczyć dziewczęta nowych sposobów upraw, ogrodnictwa, hodowli. Przy szkole powstał ogródek, gdzie rosną warzywa, przywiezione z Polski: jarmuż, fasolka, cebula, kapusta rzodkiewka. Pomidory rosną jak szalone! Są też kury, które w epidemii koronawirusa są wybawieniem. Potem powstanie ferma i stawy rybne. Dziewczęta nie tylko nauczą się gospodarstwa, ale dzięki temu szkoła będzie miała środki na utrzymanie. Po ukończeniu szkoły dziewczęta dostaną dokument, że mogą założyć własną uprawę czy hodowlę. Będą mogły z tego żyć, a dieta w regionie znacznie się wzbogaci w wartości odżywcze.
Będziemy też uczyć małego biznesu i przedsiębiorczości. Planujemy kursy komputerowe dla dziewcząt, które nie mogły ukończyć średniej szkoły z powodu zbyt wczesnego macierzyństwa. Tutaj dziewczęta bardzo wcześnie rodzą dzieci. Liczymy na to, że nauka w szkole – poza wszystkimi korzyściami – też o te 3–4 lata odroczy macierzyństwo. Gdy dziewczyna zachodzi w ciążę w wieku 13, 14 lat, to dużo matek (i ich dzieci) umiera przy porodzie.
Jak towar
Niestety, w Zambii często dziewczęta są wykorzystywane seksualnie, nawet przez członków rodziny. Pozbawione wykształcenia czekają we wsiach, aż ktoś je będzie chciał za żonę. Rodzina przyszłego męża płaci wtedy rodzinie dziewczyny krowę czy dwie. I tak dziewczyna bywa traktowana: jak towar na wymianę. Natomiast zupełnie inaczej jest, gdy zdobędzie wykształcenie: wtedy zyskuje szacunek! I szansę na lepsze życie. Może pojechać do miasta szukać pracy, może iść do zakonu, może założyć swoją uprawę. Bez tego co najwyżej może sprzedawać owoce mango. A głównie to zajmować się domem i chodzić po wodę. Średnio dwa, trzy razy dziennie dziewczęta z 12-litrowymi kanistrami chodzą po wodę po kilka kilometrów.
Szkoła powstała, żeby dziewczęta z biednych wiosek, które, niestety, nie mają możliwości edukacji na poziomie szkoły średniej, mogły iść do szkoły. W niektórych wioskach jest szkoła podstawowa, obowiązek szkolny jest powszechny (choć w praktyce bywa różnie), więc tak do 6. klasy jeszcze jest ok. Chociaż bywa, że dzieci, kończąc szkołę podstawową, nie potrafią czytać ani pisać. W szkołach praktycznie nie ma nic poza budynkiem, tablicą, starą ławką i nauczycielem. Nawet kredę trzeba sobie samemu kupić, nie mówiąc już o mundurku (obowiązkowym, na którego nie wszystkich stać, przez co niektóre dzieci nie chodzą do szkoły), zeszytach i książkach czy posiłku.
Nie mają nic
Ale tragedia to zaczyna się potem. Szkoła kosztuje. Za semestr to np. 4 000 kwacha (900 złotych), czyli 30 worków mąki kukurydzianej po 25 kg (przeciętna rodzina potrzebuje jednego worka na tydzień). To bardzo biedny rejon, a rodziny są wielodzietne, więc często z całej rodziny do szkoły średniej pójdzie 2–3 chłopców. Rodzice do szkoły wysyłają tylko najstarszych – tych, co będą pracować i dokładać się do utrzymania rodziny. Dziecko, które ma 16–17 lat, musi pracować, bo mama zajmuje się domem, a ojciec nie jest w stanie zarobić na wszystkich. Jak chłopak zrobi zawodówkę, zostaje pomocnikiem na budowie, to jest szansa na zarobek. Najlepiej gdy z programu adopcji serca dostanie sponsora i będzie miał wykształcenie wyższe. Tak, to możliwe również w Zambii – u nas przecież wszyscy pracownicy, również inżynierowie, to Zambijczycy, wykształceni na miejscu. Nawet gdy chłopak się nie uczy, to ma jakieś pieniądze. Np. wypala węgiel drzewny, jedzie do miasta, sprzeda i wtedy może sobie coś kupić. Natomiast dziewczęta nie mają nic.