PRZEKAZALIŚMY 57 627 ZŁ NA ZAKUP BARKI DO PRZEWOZU CHORYCH ORAZ ŚRODKÓW DO WALKI Z EPIDEMIĄ W BEREVO NA MADAGASKARZE. 15 GODZIN RZEKĄ DO LEKARZA. CHORZY PŁYNĄ RZEKĄ DO LEKARZA CAŁY DZIEŃ: OD 7 RANO DO 22 WIECZOREM. CHORZY WRACAJĄCY PO OPERACJACH, PODŁĄCZENI DO KROPLÓWEK, KOBIETY PO PORODACH LEŻĄ NA WORKACH Z TOWARAMI NA SPRZEDAŻ, MIĘDZY BAGAŻAMI, W TOWARZYSTWIE ŚWIŃ, BYKÓW, KÓZ. NAJMNIEJSZY PROBLEM, GDY TO TYLKO KURY I KACZKI.
Nowo zakupiona łódź do przewozu chorych:
Djohanna po upadku przestała chodzić. Musiała doznać obrażeń wewnętrznych, bo brzuch w prawym boku bardzo się powiększył. Nie popłynęła do lekarza, bo rodzina nie miała pieniędzy na przewóz. Djohanna teraz już może chodzić, ale dalej choruje: wymiotuje i ma problemy z jedzeniem.
Najbliższy szpital od Berevo (sam środek Madagaskaru) znajduje się w odległości 98 km, co oznacza dwa dni drogi. Wsie są odcięte od świata, bez dróg dojazdowych. Do szpitala można dostać się tylko rzeką Mania w łodziach, zwanych kanoto.
Nie stać mnie na drogę do lekarza
Proszę siostry, ja nie mam na kanoto – mówiła dziewczyna w ciąży. Cierpiała na zatrzymanie moczu. – W mieście nie mam rodziny, nie mam gdzie się zatrzymać, a na opłacenie pobytu mnie nie stać. Pomogliśmy: założyliśmy cewnik, a po tygodniu sytuacja się unormowała po lekach – opowiada siostra Iwona Korniluk, która w Berevo prowadzi małą przychodnię, ratującą życie. – Nie mamy nawet USG – mówi siostra. – Jakikolwiek cięższy przypadek i nasz pacjent musi trafić do lekarza i szpitala w mieście. Ile kosztuje przejazd kanoto? 10 tysięcy ariari, czyli 10 puszek ryżu. Tutaj to majątek. Panuje wielka bieda. Brakuje ryżowisk – ludność uprawia tytoń, co powoduje zwiększenie zachorowań na choroby płuc i oskrzeli. Uprawa tytoniu odbywa się na polach, ale suszenie już przy domu.
Umierają z niedożywienia
Do grudnia ludzie mają jedzenie, bo sprzedają tytoń. Do grudnia kupcy wypłacają pieniądze. Zaczyna się pora deszczowa – wtedy ludzie nie mają co jeść. Kukurydzę dopiero się sadzi, orzeszki nie rosną. Przez dwa miesiące ludzie jedzą korzenie, liście gotowane na wodzie. Panuje wtedy duże niedożywienie. Wtedy dużo dzieci umiera, bo wycieńczone organizmy bardzo szybko zabiera malaria. Spada im poziom czerwonych krwinek, przychodzą anemia, wymioty, biegunka, temperatura 40 stopni i dziecko nie ma szans. A gdy jeszcze dajemy chininę, która obniża poziom cukru we krwi, to po trzech tygodniach nadchodzi śpiączka, po której dziecko się już nie obudzi.
W takich warunkach ciężko chorzy płyną cały dzień do szpitala.
Brakuje wszystkiego, co potrzebne do życia
Brakuje leków i testów na malarię. A gdy są, to często chorych na to nie stać – mówi siostra Iwona Korniluk. – Jest bardzo dużo przypadków malarii mózgowej, tej najgorszej. Ostatnio straciliśmy dwulatka. Przyszedł do nas w śpiączce, po leczeniu u szamana. Nie mieliśmy mu nawet jak zbadać poziomu glukozy we krwi. Jonatan odszedł po dwóch dniach. Malaria się szerzy m.in. przez to, że ludzie często śpią na polach, pilnując plonów, i często nie używając moskitiery. A gdy rodzice zajęci w polu, to dzieci wychowują się same. Są głodne, więc śpią na lekcjach. Bolą je brzuchy, bo nie jadły od wczoraj i niewiele korzystają z tej szkoły. Zaczęliśmy wychwytywać najbiedniejsze dzieci, które się słaniają i je dokarmiamy. Choć wiemy, że w domu jeszcze 3–4 dzieci. Eh, to nie wystarcza... Owszem: ludzie do nas przychodzą na konsultacje, po leki czy okulary. Ale często proszą o żywność czy ubranie, bo brakuje im wszystkiego, co potrzebne do życia.
Edukacja prozdrowotna
Przychodnia, wspierana przez naszą Fundację, codziennie przyjmuje od 12 do 28 osób. Głównie pomaga w przypadkach: duru brzusznego (spowodowanego piciem brudnej wody), biegunek i wymiotów, poważnego niedożywienia niemowląt, zapalenia wyrostka robaczkowego i gruźlicy. U kobiet dochodzą takie problemy jak: brak pokarmu z powodu niedożywienia, mięśniaki macicy i cysty. W przychodni też jest też edukacja: jak prowadzić uprawy, by mieć witaminy i lepiej się odżywiać.
Ratunek dla chorych
Zakup barki będzie ratował życie ludzkie. Będzie ona dostępna dla chorych wtedy, gdy jej potrzeba. Będzie przewozić tych, których nie stać na kanoto. Poza tym będzie dostosowana do potrzeb chorego i jego rodziny: będzie można na niej ugotować posiłek, będzie można na niej spać, gdy chorego nie stać na nocleg w mieście.
W tej rodzinie trzy samotne kobiety muszą wyżywić ośmioro dzieci. Nie mają żadnego majątku, żadnego pola. Kobiety pieką placki mukari na sprzedaż i tak walczą o przetrwanie. Jedna z nich miała wtedy 19 lat. Zaczęła rodzić. Jedyna położna w najbliższej okolicy była zajęta przy innym dziecku. Krewni zabrali rodzącą na worek jutowy i tak nieśli godzinę pod solidną górę. Tam czekał już wóz, zaprzęgnięty w byki, by rodząca zawieźć do kolejnej położnej. Dziewczyna znalazła pomoc i wszystko skończyło się dobrze. „Było tak u nas na wsi, że rodzina chorego miała tylko przeterminowane pieniądze, więc łódź go nie zabrała – mówi najstarsza z kobiet, babcia Maria. – Kiedy znaleźli aktualne pieniądze, w kanoto nie było już miejsca”. Pani Maria nawiązuje do zmiany waluty, która miała miejsce prawie trzy lata temu. Pokazuje to, jak bardzo Berevo jest odcięte od świata, że mieszkańcy nadal używali starej waluty.