Przekazaliśmy 18 570 dolarów na wyposażenie domu Tanga dla albinoskich dzieci w Tanzanii. Ma pachnieć domowym obiadem.
„Mam na imię Kabula. Chciałabym się z wami podzielić moją historią. Dla mojej mamy albinizm nie stanowił problemu, ale tata nas porzucił i nigdy nie zaakceptował mojego koloru skóry. gdy mieszkałam na wsi w regionie Kahama, miałam przyjaciół i było mi dobrze.
Kabula z mamą.
Myślałam, że umieram
Pewnej nocy dwóch nieznajomych włamało się do naszego domu. Zaczęli nas bić, a mnie ucięli maczetą prawą rękę. Myślałam, że umieram. Sąsiedzi zawieźli mnie do szpitala. Potem dla mojego bezpieczeństwa nie pozwolono mi wrócić do domu. Zostałam umieszczona w ośrodku”. Dziś Kabula, bardzo zdolna młoda kobieta, skończyła już małą maturę. Chce zostać prawniczką – i pewnie nią zostanie, sądząc po sile jej charakteru. Świetnie szyje lewą ręką.
Kabula.
Bezwzględni przestępcy
Albinizm to brak pigmentu w skórze, włosach i tęczówce oka. Skóra osoby z tym schorzeniem genetycznym jest bardzo narażona na szkodliwe działanie słońca, w tym raka skóry. W Tanzanii albinizm występuje dużo częściej niż w innych regionach.
Szerząca się bieda nasiliła pazerność szamanów i grup przestępczych, które podsycają zabobony, jakoby części ciała albinosów miały szczególną moc – w leczeniu chorób czy przynoszeniu szczęścia. To prowadzi do bestialskich mordów i okaleczeń. Odrąbane maczetą części ciała na czarnym rynku osiągają astronomiczne ceny. Dziewczyny albinoski padają ofiarą gwałtów, gdyż niektórzy wierzą, że to wyleczy ich z AIDS.
Na niebezpieczeństwo najbardziej narażone są dzieci. Ich części ciała wykorzystywane są w miksturach czy amuletach.
Bardziej niż maczety boimy się głodu
Jednak warto pamiętać, że sytuacja albinosów jest trudna nie tylko przez nagłośnione w mediach okrucieństwa.
Dzieci często są wychowywane przez samotne matki, bo wielu mężczyzn odchodzi po narodzinach dziecka z albinizmem. Albinosi żyją z traumą, powstałą wskutek przemocy lub życia w zagrożeniu. Są również ofiarami uprzedzeń i stygmatyzacji. Wyobcowani, rzadziej kończą szkoły, otrzymują zatrudnienie czy zakładają rodziny. Tanzania jest kojarzona z safari czy wyprawami na Kilimandżaro, ale to biedny kraj, w którym są regiony, gdzie ludzie głodują. Edukacja czy opieka medyczna są na opłakanym poziomie. W całym kraju jest jedynie 9 dermatologów. Brakuje ośrodków onkologicznych i lekarzy, którzy by potrafili pomóc w przypadku nowotworu. Ludzie walczą tu o przetrwanie. Każde dziecko wymagające specjalnej troski ma bardzo trudno, nie tylko dzieci albinosi. W regionie jest naprawdę ciężko. Są rzeczy, których boimy się bardziej niż śmierci od maczety – mówią albinosi. Mają na myśli głód.
Albinizm wiąże się z poważnymi wadami wzroku i ze zwiększonym ryzykiem raka skóry.
Ośrodki za drutem kolczastym
Rząd dla bezpieczeństwa dzieci zaczął kierować je do zamkniętych ośrodków. Takich jak w Buhangija.
Za drutem kolczastym, przepełnionych (stworzony dla 40 dzieci, mieścił ponad 400). Brudnych, gdzie dzieci są nieleczone i zaniedbane. Ogolone na łyso wskutek plagi wszawicy. Jedzą co dzień tę samą breję, śpią w trójkę na jednym materacu lub na betonie. Są zahukane i nie mają szans na edukację, dającą zawód. A i te ośrodki rząd zamyka z braku środków i odsyła dzieci do domu, gdzie mogą paść ofiarą ataków.
Dzieci albinoskie w rządowym ośrodku żyją w bardzo słabych warunkach.
Stworzyć prawdziwy dom
Gdy zobaczyłem, w jakich warunkach żyją te dzieci, jak w getcie, postanowiłem stworzyć im prawdziwy dom. Taki, w którym pachnie obiadem – mówi ks. Janusz Machota, od 20 pracujący w Tanzanii. – Spotkałem kiedyś chłopca, który nie mówił i słabo się ruszał, bo przez całe swoje życie żył w zagrodzie z krowami. Miał tylko przynoszone jedzenie.
W Mwanza (spore miasto nad Jeziorem Wiktorii) powstał dom na początek dla kilkunastu najbiedniejszych dzieci. Będą one zadbane, kochane i będą miały dostęp do edukacji, która wyrówna ich życiowe szanse. Będą otoczone pomocą lekarza i psychologa. Będą miały dostęp do maści, chroniących przed rakiem skóry. Dom ma być bezpieczną przystanią, w której dzieci odzyskają wiarę w siebie i nauczą się brać swój los w swoje ręce.
Budynek nie jest duży. Składa się z siedmiu dwuosobowych pokoi z wydzieloną strefa dla dziewcząt i chłopców, czterech pokoi dla wychowawców i wolontariuszy. Mimo że dom będzie zabezpieczony ochroną, ludzie z zewnątrz będą mogli przychodzić np. na pikniki, korepetycje. Powoli przesądy będą maleć. Ludzie poznają albinosów i zobaczą, że są tacy sami jak wszyscy.
Dom powstał dzięki wielu organizacjom (m.in. Unaweza), a my zabraliśmy środki na jego wyposażenie w m.in.: łóżka, krzesła, stoliki, szafy i regały, wyposażenie kuchni i jadalni w zamrażarkę, lodówkę, kuchenkę gazową, pralkę, koce, poduszki, pościel, ręczniki, biurko i krzesła do sali spotkań itp.
Pierwsze mieszkanki na tle powstającego domu:
Agnes – ma 14 lat. Jej mama zmarła, jak dziewczynka była w szkole podstawowej.
Agnes mieszkała w ośrodku w Buhangija przez siedem lat. Agnes chce być lekarzem i pomagać chorym.
Felista – ma 15 lat. Po ukończeniu nauki w Buhangija (7 lat) była przez chwilę w krawieckiej szkole zawodowej. Aby się dalej uczyć, musi nadrobić dużo zaległości językowych – w szkole średniej uczy się po angielsku, a podstawówka jest w suahili.
Regina – siostra Felisty, ma 15 lat. Ich rodzice są tak ubodzy, że nie mają pieniędzy, by odwiedzać swoje córki. Dziewczynka uczyła się w szkole podstawowej w Buhangija, ale potem nie miała szans na kontynuowanie tam edukacji.
Tatu – teraz uczy się w trzeciej klasie liceum. Rodzice ósemki dzieci są bardzo ubogimi rolnikami, bez wykształcenia (tata jest praktycznie niepiśmienny).
oraz ostatnia z prawej – Kabula.