Przekazaliśmy 90 tys. euro na dożywianie głodnych dzieci na Madagaskarze. Tu dzieci chodzą spać głodne lub piją tylko gorącą wodę, by się rozgrzać przed zimną nocą. Na Madagaskarze są rejony, gdzie ludzie umierają z braku pożywienia. Nawet co trzecie dziecko jest niedożywione.
Głodne niemowlęta
Na Madagaskarze matki umierają przy porodzie sto razy częściej niż w Polsce. Opiekunów osieroconych dzieci nie stać na mleko początkowe. Miesięczny koszt mleka (porcja 900 g) to około 250 zł. Czyli więcej niż miesięczne wynagrodzenie (około 200 zł). Dzieci dokarmia się wodą z cukrem bądź mlekiem skondensowanym, co prowadzi do biegunek, infekcji (trudno tu o czystą wodę) i wyniszczenia.
Pracują za nadpsute warzywa
Powszechne jest też niedożywienie wśród dzieci poniżej piątego roku życia. A jeśli dziecko jest niedożywione, to śmierć na biegunkę, malarię, dur brzuszny, choroby pasożytnicze to kwestia kilku dni.
Wiele dzieci musi pracować. Noszą towary na stragany, worki z odzieżą, kartony z szarym mydłem — by dostać za swą pracę nadpsute warzywa. Wiele wie, co to zimno i głód (w stolicy między czerwcem a sierpniem temperatura spada w nocy do 0 st. C). Niektóre dzieci nie mają domu, śpią w barakach czy na straganach.
W szpitalu nikt ich nie przyjął
Matka Verisoa zmarła przy porodzie. Poród przyjmowała lokalna znachorka. Dziecko, karmione przez ciotkę wodą z mlekiem skondensowanym, cierpiało na ciężkie niedożywienie i choroby współistniejące. Kobieta poszła do szpitala, ale nikt ich nie przyjął — lokalni pracownicy żądali pieniędzy, których nie miała. Polscy misjonarze starali się pomóc wszystkimi dostępnymi metodami, ale dziecko zmarło po kilku dniach. Miało około roku i ważyło poniżej pięciu kilogramów. Fot. Daniel Kasprowicz.
„Pewnego wieczoru siedliśmy do kolacji z grupą dzieci z dalekich wiosek, które przyjechały do stolicy na operacje, planowane w kolejnych dniach. Na stole położono ryż, jarzyny i mięso. Tego dnia były kotleciki z zebu (domowe bydło). Dzieci jednak nakładały sobie ryż i nic więcej. Gdy spytaliśmy miejscowych misjonarzy, czemu nie wezmą nic więcej, ci odpowiedzieli, że ludzie tu jedzą trzy razy dziennie ryż i rzadko kiedy coś więcej. Dzieci jadły więc to, co zawsze”.
dr n. med. Maria Grohman-Wieczorek, uczestniczka misji medycznej Polskiej Fundacji dla Afryki na Madagaskarze
Pracuje za 5 groszy
Jean Marc (11 lat) cały dzień pracuje za jedną puszkę ryżu. Mówi, że robił już wiele rzeczy. Obecnie pierze odzież nad rzeką. Za wypranie jednej sztuki dostaje równowartość 5 groszy. W domu jest ich 13. Jego marzenie: rower. Na ulicy z podziwem patrzy na bogaczy, którzy mkną rowerami.
Marzy, by kiedyś zjeść pizzę
Patrick jest ciut starszy, ma 13 lat. Tata nie żyje od kilku lat. Razem z czwórką rodzeństwa i mamą każdego dnia walczą o jedzenie. „Nieraz wracamy do domu i mama nic nie mówi. Wiemy wtedy, że nie znalazła dziś żadnej pracy i nic nie będziemy jeść. Wszyscy idą spać w ciszy, tylko najmłodsza siostra nie rozumie, dlaczego nie ma nic do jedzenia i trochę płacze”. Jego marzenie: chciałby kiedyś zjeść pizzę.
Staram się zjeść dużo
„W centrum dostajemy gorący obiad i można najeść się do syta. Staram się zjeść dużo, by starczyło do jutra. Nie wiadomo, czy coś będzie w domu” – słyszy się od dzieci, objętych dożywianiem w centrum Vonjy. To ośrodek dla najuboższych dzieci w Antananarywie, stolicy Madagaskaru.
Położony w jednej z najbiedniejszych dzielnic ośrodek przeznaczony jest dla dzieci, które nie mają możliwości chodzić do szkoły. W południe otrzymują gorący posiłek (dla wielu jedyny w ciągu dnia). Dzieci są objęte również edukacją i leczeniem.
Drugie miejsce dożywiania to przychodnia na ubogiej prowincji, w Mampikony. Tu trafiają najmniejsze dzieci, które oprócz jedzenia potrzebują zwykle i pomocy medycznej – takie jak Fermin czy Verisoa. Oba ośrodki prowadzą ojcowie duchacze z Bydgoszczy.