Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

DOŻYWIANIE DZIECI

LICZBA PROJEKTU: 500 DZIECI ULICY

MIEJSCE: MADAGASKAR

NR PROJEKTU: 4/2023

Zakoń­czy­li­śmy zbiór­kę i prze­ka­za­li­śmy środ­ki w cało­ści w kwo­cie 106 600 euro na cało­rocz­ne doży­wia­nie 1700 dzie­ci na Mada­ga­ska­rze, w tym w sto­li­cy dzie­ci uli­cy oraz dzie­ci pra­cu­ją­cych na wysy­pi­sku śmieci.

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze
Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze
Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Mitia codzien­nie wędru­je wie­le kilo­me­trów po uli­cach sto­li­cy, by dostać coś do jedze­nia. Boso. W cen­trum mia­sta, gdzie jest szan­sa na zna­le­zie­nie jedze­nia, obo­wią­zu­je zakaz spa­nia na uli­cach czy budo­wa­nia lego­wisk. Dzie­ci uli­cy co wie­czór wra­ca­ją na obrze­ża, by tam się prze­spać, a na dzień idą do cen­trum, by żebrać, pra­co­wać czy szu­kać jedze­nia. Mitia nie wie, ile ma lat. Bar­dzo lubi świą­tecz­ne światełka.

Pra­ca dla dzie­ci ozna­cza jedze­nie. Podej­mu­ją więc każ­dą: nosze­nie cegieł, pia­sku czy kamie­ni na budo­wie. Gdy się przyj­dzie na targ o 3 rano, to moż­na się nająć do nosze­nia wor­ków z ziem­nia­ka­mi, ryżem. Oko­ło 5 moż­na zaro­bić, zano­sząc zaku­py klien­tom do domu. Moż­na pra­co­wać, nosząc wodę od pom­py do czy­je­goś domu.

Zaro­bią przez dzień 1–2 zł, a za to nie da się kupić jedze­nia na cały dzień. Zwłasz­cza że zwy­kle ci, któ­rzy pra­cu­ją, mają na utrzy­ma­niu młod­sze rodzeń­stwo. Za dniów­kę moż­na kupić dwie pusz­ki ryżu. Młod­sze dzie­ci, któ­re żebrzą, dosta­ną 10 gro­szy – naj­mniej­szy bank­not 100 aria­rów. Za dwa kupią sobie chle­bek z mąki ryżowej.

Za mało, by przeżyć

Sytu­acja dzie­ci uli­cy w sto­li­cy Mada­ga­ska­ru, Anta­na­na­ry­wie, zawsze była zła: zim­ne noce (w zimie jest koło zera), brak jedze­nia, szko­ły, leka­rza, prze­stęp­czość. Teraz jest jed­nak jesz­cze gorzej: blo­ka­dy miast w pan­de­mii, dłu­go­trwa­ła izo­la­cja wyspy i zamknię­te por­ty poważ­nie naru­szy­ły eko­no­mię kra­ju. Ceny żyw­no­ści, leków i naj­po­trzeb­niej­szych rze­czy poszy­bo­wa­ły w górę.

A kie­dy spo­łe­czeń­stwo bied­nie­je, to wraz z nim bied­nie­ją jego ubo­dzy. Kie­dy całe spo­łe­czeń­stwo zaczy­na żyć w skraj­nej nędzy, to kim sta­ją się naj­uboż­si? Bez­dom­ne dzie­ci cze­ka­ją na jakiś datek czy reszt­ki, a teraz na Mada­ga­ska­rze coraz trud­niej nawet o reszt­ki. Wszy­scy wszyst­ko oszczę­dza­ją, wszyst­ko tak liczą, by dało się najeść. Tu ma się za dużo, by umrzeć – mówią Mal­ga­sze – ale za mało, by przeżyć.

Ska­lę ubó­stwa widać wyraź­nie w garn­kach ludzi. Ryż, któ­ry był pod­sta­wą wyży­wie­nia, zaczy­na być luk­su­sem. Zastę­pu­je się go tań­szą o poło­wę kuku­ry­dzą czy maniokiem.

Kim są dzie­ci ulicy?

Czę­sty widok w sto­li­cy Mada­ga­ska­ru to grup­ki dzie­ci śpią­ce pod mosta­mi, w rogach ulic, za śmiet­ni­kiem, w namio­cie z wor­ków czy kar­to­nów. Sku­lo­ne na stra­ga­nach pod sto­ła­mi, by nie zmoknąć.

Kim są? Czę­sto to peł­ne sie­ro­ty lub dzie­ci z mamą – wdo­wą. Albo dzie­ci bez mamy, któ­ra – wystar­czy, że zacho­ro­wa­ła – nie jest w sta­nie pra­co­wać, opie­ko­wać się dzieć­mi. To one muszą szu­kać jedze­nia, by przeżyć.

Wśród bez­dom­nych są też dzie­ci porzu­ca­ne – głów­nie z powo­du cho­ro­by psy­chicz­nej mat­ki. Część dzie­ci ucie­ka z domów przed alko­ho­lem i przemocą.

Ale są też dzie­ci miesz­ka­ją­ce na uli­cy z cały­mi rodzi­na­mi, bo rodzi­ce stra­ci­li pra­cę i z dnia na dzień wylą­do­wa­li na bru­ku. Tu nie ma pra­wa, któ­re chro­ni takich ludzi. Nie ma opie­ki spo­łecz­nej, dar­mo­we­go leka­rza. Pomoc pań­stwa jest znikoma.

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Bied­niej­sze dziel­ni­ce sto­li­cy Mada­ga­ska­ru słu­żą dzie­ciom uli­cy jako noclegownia.

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Pra­ca dzie­ci niko­go tu nie dziwi.

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Toky. 

Toky ma 8 lat. Jego mama jest wdo­wą z czwór­ką dzie­ci. Jedzą, gdy uda im się coś wypro­sić: reszt­ki ryżu lub nad­gni­łe warzy­wa. Śpią pod mostem, a kie­dy jest zim­no, to pod sto­ła­mi na tar­gu, przy­kry­ci workami.

Nie­raz jem, a nie­raz nie jem

Wszyst­kie dzie­ci uli­cy opo­wia­da­ją to samo: jedzą tyl­ko raz dzien­nie. Niri­na mówi o swo­im rodzeń­stwie, że jedzą dobrze, bo jeden posi­łek codzien­nie to świet­na sytu­acja. Jean ma 12 lat i nie mar­twi się, że nic dziś nie jadł. Kło­po­cze się tym, jak zna­leźć posi­łek dla młod­sze­go rodzeń­stwa. Naja­ina odpo­wia­da: nie­raz jem, a nie­raz nie jem.

Ich marze­nia ilu­stru­ją ich życie: chcie­li­by mię­so z kur­cza­ka, buty. Jeden chło­pak mówi, że chciał­by być ubra­ny i na górze, i na dole. Czy­li mieć na sobie jed­no­cze­śnie i koszul­kę, i spodnie.

No i szko­ła, zdo­by­cie zawo­du, by potem móc pra­co­wać. Czy­li mieć co jeść. Takie marze­nia mają 11‑, 12-let­nie dzie­ci. Nambi­ni­na chciał­by być wolon­ta­riu­szem i poma­gać ubo­gim dzie­ciom. Widać więc, jak waż­ne dla nie­go są roz­da­wa­ne na uli­cy obiady.

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Dzie­ci uli­cy w trak­cie akcji doży­wia­nia. Pierw­szy z lewej to Nambi­ni­na. Ma 11 lat. Na pyta­nie, co chciał­by zjeść, odpo­wia­da: wie­przo­wi­nę. – Ale w sumie wywar z liści też by się nadał – przy­zna­je po chwi­li namy­słu. Jego marze­niem jest samo­cho­dzik na bate­rie. – On sam jeź­dzi – mówi z prze­ko­na­niem Nambi­ni­na. – Sam widziałem!

Dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze

Na uli­cach sto­li­cy żyją tysią­ce nieletnich.

400 000 obiadów

Dzię­ki wspar­ciu ludzi dobrej woli, od kil­ku lat pro­wa­dzi­my sze­ro­ką akcję doży­wia­nia na Mada­ga­ska­rze. Przez cały rok, codzien­nie, w sto­łów­kach i przy szko­łach wyda­je­my cie­płe posił­ki dla ponad 1500 dzie­ci. W cią­gu roku roz­da­li­śmy oko­ło 400 000 obia­dów. W tym roku, wobec nara­sta­ją­cej dra­ma­tycz­nej sytu­acji, chce­my poło­żyć nacisk na sytu­ację dzie­ci uli­cy w Anta­na­na­ry­wie. Pra­gnie­my zna­czą­co zwięk­szyć ska­lę tej pomo­cy i wyda­wać jedze­nie dla pół tysią­ca z nich. Nie zre­zy­gnu­je­my przy tym z poma­ga­nia naj­uboż­szym dzie­ciom w innych dotych­cza­so­wych miejscach.

Jak to będzie wyglądać?

– Oko­ło 5 rano robi­my zaku­py na stra­ga­nie, gdzie jest naj­ta­niej – opo­wia­da­ją panie kuchar­ki z naszych ośrod­ków w sto­li­cy. – Gotu­je­my w wiel­kich kotłach. Koło godzi­ny 11 zaczy­na­my się pako­wać, by wyru­szyć na uli­ce, do miejsc, gdzie wie­my, że dzie­ci się gro­ma­dzą. Gorą­ce jedze­nie paku­je­my w domo­wej robo­ty ter­mo­sy, przy­kry­wa­my to wszyst­ko folią oraz koca­mi i jedzie­my. Wyda­je­my pro­sto z samo­cho­du: ryż, warzy­wa, faso­lę i mię­so. Wszyst­ko natu­ral­ne i pysz­ne! – śmie­ją się panie kucharki.

Ile to kosztuje?

Aby umoż­li­wić doży­wia­nie przez cały rok 1700 dzie­ci, bra­ku­je 477 200 zł.

W tym m.in.:

  • duży worek węgla – 40 zł
  • 40 kg mar­chwi – 100 zł
  • 100 litrów ole­ju – 1000 zł