Sfinansowaliśmy budowę kuchni dla szkoły w Abong-Mbang (Kamerun). Wpłaciliśmy 31 000 zł na budowę kuchni (wraz z schowkami na produkty i przybory kuchenne).
Uczniowie nie mogą być głodni!
Na pewno połowa dzieci przychodzi do szkoły głodna. Na pewno połowa – z naciskiem mówi siostra Alicja Adamska, prowadząca szkołę w Kamerunie. Przychodzą i proszą: siostro, niech siostra da tabletkę, bardzo mnie boli głowa. A ja wtedy pytam: jadłeś ty coś dzisiaj?
Dożywianie w szkole w Abong-Mbang. Bez tego wielu uczniów nie byłoby w stanie kontynuować edukacji.
Na pewno połowa dzieci przychodzi do szkoły głodna. Na pewno połowa – z naciskiem mówi siostra Alicja Adamska, prowadząca szkołę w Kamerunie. – Przychodzą i proszą: Siostro, niech siostra da tabletkę, bardzo mnie boli głowa. A ja wtedy pytam: Jadłeś ty coś dzisiaj?
Szkoła podstawowa im. św. Alojzego w Abong-Mbang na wschodzie kraju ma już 50 lat. Położona jest na uboczu, w dzielnicy o słabej reputacji. Mieszkają tu osoby opuszczające więzienie. To biedne miejsce, nawet jak na ubogi Kamerun. Ludzie mieszkają w tysiącach przydrożnych bieda-domów, zbitych z desek lub zrobionych z ubitej ziemi brykietów i pokrytych blachą falistą. Nie mają wody. Kąpią się w rzekach, gdzie zarażają się pasożytami. Brakuje elementarnej opieki medycznej, szerzy się AIDS. Dzieci i młodzież, po wykonaniu prac w gospodarstwie, odrabiają lekcje po ciemku.
Gdy pięć lat temu siostra Alicja, od 26 lat na misjach, zaczęła prowadzić szkołę, uczyło się w niej 140 uczniów. Teraz chodzi tu ponad 260 dzieciaków. Szkoła miała niski poziom nauczania, była bardzo zaniedbana. Rodzicie nie chcieli posyłać do niej dzieci. Teraz jest inaczej. W szkole pracują nauczyciele z pasją, placówka jest doceniana w miejscowej społeczności. Udało się doprowadzić wodę i wyposażyć placówkę w przybory szkolne. Szkoła cieszy się coraz lepszą opinią – ma bibliotekę, rozwija zainteresowania dzieci — jak taniec i sport. — Mamy niezbyt liczne klasy. Po 40, góra 50 dzieci w jednej – cieszy się siostra Alicja. Gdy słyszy zdziwienie, że to przecież bardzo dużo, cierpliwie tłumaczy: W innych szkołach uczy się nawet 100–120 dzieci w każdej klasie.
W takich warunkach obecnie przygotowywane są posiłki dla ponad 250 dzieci w szkole.
W takich warunkach były przygotowywane są posiłki dla ponad 250 dzieci w szkole.
Kuchnia pod drzewem mango
Największym wyzwaniem szkoły jest obecnie brak kuchni. Polska misjonarka wie, że jej uczniowie przychodzą rano po prostu głodni. Siostra Alicja zorganizowała dożywianie. W poniedziałki daje im suchy chleb. — A raz w tygodniu gotujemy ryż: albo sam, albo z orzeszkami czy pomidorami. Dawniej gotowaliśmy na palenisku z trzech kamieni na podwórku szkoły pod drzewem mango. Był dym, kradzieże, szkoła podchodziła wodą. Najpierw postawiłam wiatę ze strzechy, ale to było drogie: trzeba byłą strzechę wymieniać. Potem kupiłam starą blachę, przykryłam nią kamienie i tam ten ryż gotujemy.
Proszę sobie wyobrazić samopoczucie dziecka, które ostatni raz jadło poprzedniego dnia wieczorem – mówi polska zakonnica. — Potem rano nic, w południe nic. W środku dnia przychodzi ogromny upał, 30–40 stopni. Dzieci są zmęczone, chorują. Gdy dziecko jest dożywione te dwa razy w tygodniu, to odbudowuje siły. Poza tym dożywianie wzbudza w dziecku chęć chodzenia do szkoły.
A z tym jest różnie, trudno powiedzieć, ile dzieci nie chodzi do szkoły. Na ulicach widać zaniedbane dzieci. A tu czeka ich wszystko, co najgorsze na świecie: kradzieże, prostytucja – martwi się siostra Alicja. — Gdy dzieci chodzą po ulicach i sprzedają np. torebki z wodą, to Pan Bóg ma je w swojej opiece. Ale reszta narażona jest po prostu na bezsens życia.
Dziewczyny szybko wychodzą za mąż, by sobie poprawić życie. Uczennice szkół średnich wiążą się ze starszymi zamożnymi mężczyznami. To dlatego najwięcej zakażonych HIV w Kamerunie to właśnie dziewczęta w wieku 15 – 19 lat.
Uciekł z pola do szkoły
Mam w szkole takich kilka dzieci, które bez pomocy by nigdy się nie uczyły. Choćby taki chłopak Duval. Jego mama zmarła, gdy był małym dzieckiem. Ojca nie znał. Potem wzięła go babcia, która nie znała wartości szkoły. Wsadzała go do kosza na ubrania i chodziła z nim do pola. Dzięki pomocy z Polski poszedł do szkoły. Poznałam go na kolonii, kupiłam mu buty, majtki, spodnie. Gdy zobaczył, że w szkole jest ryż, polubił szkołę. Zaczął uciekać z pola do szkoły. Teraz jest już w szkole średniej. Dobrze sobie radzi – w głosie misjonarki słychać dumę. — Inny chłopiec, Steve, nie ma ani ojca, ani matki. Po śmierci rodziców wzięła go na wychowanie ciotka. Jednak ta się nim nie opiekowała. Chłopak uciekł do dziadka — a dziadek to staruszek. I znów gdyby nie to, że chłopakowi się da jeść (takie dzieci jak Steve czy Duval dożywiamy więcej niż dwa razy w tygodniu), nie chodziłby do szkoły. On tak długo będzie chodził do szkoły, jak długo będzie tu dożywiany. To dożywianie ma wielki, wielki sens – z przekonaniem stwierdza siostra Alicja. — Takie historie (a jest ich dużo) przekonały nas, że trzeba wybudować kuchnię z prawdziwego zdarzenia. Będzie łatwiej, czyściej, bezpieczniej.
Klasa w Abong-Mbang.
Klasa w Abong-Mbang.
Klasa w Abong-Mbang.
Klasa w Abong-Mbang. W tyle stoi siostra Alicja.