Przekazaliśmy 57 500 złotych na solary dla przychodni w Ayos (Kamerun).
Siostry Danuta, Dariusza i Celestyna ze zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej w Kamerunie są już kilkanaście lat. W Ayos prowadzą przychodnię zdrowia im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki, uczą krawiectwa miejscowe kobiety, pomagają także innym potrzebującym, w tym również osieroconym dzieciom. – Przychodnia to nasze dzieło. Funkcjonuje już sześć lat. Od samego początku chciałyśmy ją zbudować – mówi s. Danuta. – Ale chętnych do pomocy nie było, fundacje i instytucje odrzucały nasze wnioski. W końcu znalazł się dobroczyńca ze Szwajcarii i ufundował cały projekt.
Czy masz pieniądze?
Pierwsze, o co pytają w państwowych szpitalach i przychodniach, to czy możesz zapłacić za leczenie – tłumaczy siostra Danuta – jeśli nie masz pieniędzy, nie masz szansy na leczenie. Czy jesteś tylko chory, czy umierający – zapłacić trzeba za wszystko. Począwszy od jednorazowych rękawiczek dla pielęgniarki, wacików, igieł, strzykawek, na lekach i usłudze kończąc. U nas, jeśli na przykład ktoś się szczepi – płaci tylko za ampułkę, resztę kosztów pokrywamy my. Oczywiście są ludzie biedni, od nich nie bierzemy pieniędzy. Większość płaci za leczenie, lecz i tak są to stawki minimalne. Pierwsza pomoc, konsultacja lekarska jest za darmo dla wszystkich. Mieszkańcy bardzo nas za to cenią. W aptece sprzedajemy też leki w stałych, konkurencyjnych cenach. Przychodnia i tak nie jest samowystarczalna finansowo – jesteśmy uzależnieni od pomocy innych instytucji, naszego zgromadzenia a także ofiarności parafian w Polsce.
Front przychodni zdrowia
Idźcie Do Sióstr
Zatrudniamy dziewięciu pracowników na stałe; wszyscy są Kameruńczykami. Nasi pracownicy pensje dostają regularnie, opłacamy im ubezpieczenie – mówi s. Danuta. – Miejsc dla leżących pacjentów mamy piętnaście, ale w okresie zwiększonej zachorowalności na malarię przyjmujemy zacznie więcej chorych. Leczymy, co tylko się da: malarię, choroby pasożytnicze, dur brzuszny, anemię – jako następstwo innych chorób. Nasi pielęgniarze często muszą przeprowadzać zabiegi, które w normalnych warunkach robiliby lekarze specjaliści – na przykład zszywają i opatrują skomplikowane rany. Nawet lekarze z państwowego szpitala w Ayos na część badań swoich pacjentów wysyłają do nas. Dzieci potrzebujące inkubatora często podrzucają właśnie nam! Specjalistyczne badania krwi? – Idźcie do sióstr – mówią.
Siostra Danuta jest dumna z inkubatora w przychodni
Potrzeba energii!
Głównym problemem przychodni jest brak stałych dostaw prądu. Przerwy w dostawie energii trwają niekiedy kilka miesięcy. Zgromadzony sprzęt nie może działać, zabiegi nocne przeprowadzone są przy świecach. Najpilniejszą potrzebą dla ośrodka jest zapewnienie stałych dostaw prądu. Można to osiągnąć, instalując solary elektryczne (baterie produkujące prąd z promieni słonecznych).
Większość porodów odbywa się w nocy – mówią siostry. – Wcześniaki powinny trafiać do inkubatora, ale co z tego, że mamy inkubator, jeśli nie ma prądu. Inkubator musi mieć pewne źródło energii, dzięki niej moglibyśmy uratować wiele dzieci. W ubiegłym roku przyjęliśmy 256 porodów! Pierwsze dziecko, które przyszło u nas na świat, dostało imię Jerzy – na cześć naszego patrona. Działamy całą dobę i nie chcemy nikomu odmawiać pomocy.
Tym razem niegroźny wypadek na motorze. Na zdjęciu pielęgniarz z praktykantami
Porodówka