Przekazaliśmy na Madagaskar 45 600 euro na budowę dwóch wiosek dla osób chorych na trąd. W czasie realizacji tego projektu podjęliśmy decyzję o rozszerzeniu go o misję medyczną w roku 2019 (prawdopodobnie będzie to jesień), ukierunkowaną na leczenie i profilaktykę tej choroby. Misję objęła kierownictwem dr Lidia Stopyra z krakowskiego szpitala im. Żeromskiego, specjalistka chorób tropikalnych, pediatra, uczestniczka kilku misji medycznych w Afryce.
Najpierw pojawiają się przebarwienia skóry, które zmieniają się w zgrubienia. Kolejno następuje lokalny paraliż – chory traci czucie i nie czuje bólu. Lekarze mówią, że gdyby chory czuł ból rozkładającego się ciała, to najprawdopodobniej wpadłby w obłęd.
Trąd jest groźny z powodu biedy. W wioskach na Madagaskarze nie ma lekarzy, czasami trzeba do nich iść czy jechać wozem zaprzężonym w byki kilkadziesiąt kilometrów. Chory nie może pracować, więc nie stać go ani na leki ani na lekarza z miasta. I mimo że antybiotyki leczące trąd kosztują kilkadziesiąt dolarów, na Madagaskarze wciąż chorzy tracą kończyny, a nawet umierają na tę chorobę. I tak jak w średniowieczu traktuje się ich jak... trędowatych.
Jak mają przeżyć?
Trąd to nie tylko choroba, to odrzucenie, odraza i samotność. To nie tylko cierpienie fizyczne, ale i duchowe. Trędowaci żyją w warunkach skrajnej nędzy, w opuszczonych, zapadających się chatkach. Są solidarni i wzajemnie sobie pomagają. Oni najlepiej rozumieją swoje cierpienie. Jak jednak, nie będąc zdolnymi do pracy, mają przeżyć?
Buty z opon
Trędowaty człowiek, z braku kończyn, nie może już przecież pracować na polu. Z trudnością gotuje sobie ryż w garnku czy wypierze odzież. Zmaga się z częstymi infekcjami, które powoli wyniszczają jego ciało. Wielu trędowatych ma popalone ręce. Gotując ryż na ogniu nie czuli, że zbliżyli za blisko rękę. Nie czują też, kiedy ranią sobie stopy. Dlatego nawet najbiedniejsi walczą, by mieć obuwie – nawet takie ze starych opon. Bez nich zwiększa się ryzyko okaleczenia, ropienia ran i w końcu samoistnych amputacji. Nieleczony trąd to uszkodzenia nerwów i oczu, deformacja ciała, owrzodzenia i blizny. Ponadto zajęte są narządy wewnętrzne i kościec.
W takich warunkach mieszkają chorzy na trąd. To uleczalna choroba. W wioskach nadal ludzie boją się trędowatych, co powoduje ich osamotnienie i brak środków do życia.
Trędowatymi zajmuję się od dziesięciu lat – mówi polski misjonarz na Madagaskarze, o. Dariusz Marut. – Przychodzili prosić o jedzenie. Pamiętam pierwsze spotkanie. Myślałem, że to zwykła uboga kobieta, która — jak wielu, wielu innych każdego dnia – przyszła po prośbie na naszą misję.
Nie przejmuj się, zahacz mi worek na przegubie
Przygotowałem tradycyjnie woreczek z ryżem. Kiedy go wręczałem, zobaczyłem, że wyciągnięta dłoń nie ma palców. Przeraziłem się wtedy. Zrozumiałem też, skąd przyprawiający o mdłości zapach rozkładającego się mięsa. Kobieta dostrzegła moje zmieszanie: Nie przejmuj się, zahacz mi worek na przegubie. Worek nie miał jednak rączek. Od tego dnia wiem, że ryż trzeba dawać w reklamówce z uchwytami.
To już mój ostatni palec
Dać ryż – to łatwa pomoc. Nie dawało mi jednak spokoju, że rany są otwarte, że sączy się z nich ropa i widać białe, wychodzące na wierzch, kości. Zacząłem więc opatrywać rany. Pomału przyzwyczaiłem się do ich duszącego zapachu. Nieraz uginały mi się kolana. Rany są różne, przede wszystkim na rękach i nogach. Chory kiedyś zażartował: Och, to już mój ostatni palec i on, niestety, też zaczął ropieć.
Rany lęku i odrzucenia
Pamiętam pierwszą wyciągniętą kość z palca. W czasie opatrunku wypadła prawie sama. Kobieta, nie czując bólu, zrobiła tylko grymas niezadowolenia, tracąc kolejny kawałek swojego ciała. Najtrudniejsze do wyleczenia są jednak te rany niewidoczne dla oczu — te, które tworzą się z lęku innych, obrzydzenia i odrzucenia. Kiedy człowiek, zraniony chorobą, raniony jest jeszcze raz przez społeczeństwo”.
Po latach ciężkiej, ale niewystarczającej pracy polscy duchacze postanowili: trzeba wybudować chorym na trąd miejsce, w którym znajdą opiekę medyczną i godne warunki do życia.
Projekt budowy dwóch wiosek dla trędowatych zakłada zakup ziemi w Mampikony i budowę dziesięciu skromnych murowanych domków. Druga wioska znajdować się będzie 80 km dalej, w miejscowości Port-Berge. Ziemia pod budowę tej wioski już jest, podarowana przez lokalny kościół.
W każdej wiosce powstanie pięć dwupokojowych domków dla w sumie 20 osób. Kompleksy wyposażone w dwie wspólne toalety i pomieszczenia do mycia. Chorzy, którzy zamieszkają w budynkach, będą w nich przebywać zawsze nieodpłatnie. Wokół domków będzie przestrzeń na własne uprawy dla osób, które są w stanie uprawiać ziemię lub ich opiekunów.
Należy podkreślić, że nie jest to projekt wykluczający chorych ze środowiska, ale jedyna możliwa pomoc dla osób dotkniętych trądem, a odrzuconych lub opuszczonych przez rodziny. W czasie misji medycznej skierowanej przeciw trądowi Madagaskar 2019 lekarze diagnozowali i leczyli osoby chore na tę chorobę, by po wyleczeniu mogły normalnie funkcjonować w swoich społecznościach. Wioski są przeznaczone dla osób, które nie miały dokąd wrócić.
Nazywana jest La Blanche, czyli „Biała”. Nie pamięta już, ile ma lat. Wie, że urodziła się „już dawno temu, bo nie jest już młoda”. Na trąd też zachorowała już dawno, tracąc kolejne palce od rąk i nóg. Kiedyś La Blanche pracowała przy uprawie ryżu. Lubiła tę pracę: „Mogłam z radością patrzeć na owoce pracy moich rąk, a dziś nawet nie mogę pomieszać nawet ryżu w garnku czy uczesać włosów”. Kobieta nie jest w stanie pracować i często leży. Sąsiedzi dają jej trochę żywności.