Przekazaliśmy 35 400 euro na edukację i utrzymanie dzieci w rejonie Mampikony na Madagaskarze. Dzieci znalazły pomoc dzięki prowadzonej przez polskich duchaczy misji i działających przy niej stołówce, szkole i przychodni.
Sieroty w Mampikony
Uczniowie z wiosek w buszu często nie ma nikogo, kto mógłby się nimi zająć. Zdarzały się sytuacje, że uczeń w czasie ataku malarii umierał na rękach kolegi. Ze względu na bardzo dużą umieralność jest ogromna liczba sierot. Do dzisiaj nie ma żadnych administracyjnych rozwiązań tego problemu. Umierający nagle rodzic pozostawia dzieci bez opieki. Jedyną realną nadzieją jest dla nich misja katolicka. Żyją one w chatach pozostawione same sobie. Śpią na ziemi. Często są okradane z tego, co mają — ryżu, jedynego garnka, talerza. Kiedy zachorują, nie ma obok dorosłego. Umierają więc na rękach bezradnych rówieśników z powodu malarii i innych chorób, które można było wyleczyć.
Praca dzieci
Przepełnione szkoły, analfabetyzm, brak szkolnictwa dającego zawód sprawiają, że młodzi ludzie muszą iść do pracy, by zarobić na codzienny posiłek, na zwykłą miskę ryżu. Nikogo tu nie dziwi widok kilkulatków wypasających bydło, uprawiających ryż czy produkujących cegły z błota. Dzieci za swoją ciężką fizyczną pracę otrzymują grosze, a te z trudem zdobyte środki nie wystarczają na nic więcej poza kolejnym przetrwanym dniem. Wykonując dorywczą, niskopłatną pracę, wiele się nie nauczą i nie zdobędą przyzwoicie płatnej profesji.
Na Madagaskarze edukacja jest na tragicznym poziomie. Przepełnione szkoły, brak szkolnictwa dającego zawód sprawiają, że młodzi ludzie muszą iść do pracy, by zarobić na codzienny posiłek, na zwykłą miskę ryżu. Nikogo tu nie dziwi widok kilkulatków wypasających bydło, uprawiających ryż czy produkujących cegły z błota. Dzieci za swoją ciężką fizyczną pracę otrzymują grosze, a te z trudem zdobyte środki nie wystarczają na nic więcej poza kolejnym przetrwanym dniem. Wykonując dorywczą, niskopłatną pracę, wiele się nie nauczą i nie zdobędą przyzwoicie płatnej profesji.
Jedna książka na klasę
Analfabetyzm jest tu powszechny. W wielu wioskach w buszu nie ma szkół. Klasa bywa, że liczy ponad 100 uczniów, za to książka jest jedna na całą klasę. Często w szkołach nie ma lekcji, gdy uczniowie pracują na polu nauczyciela. Już kilkuletnie dzieci pasą całymi dniami byki – jednocześnie zajmując się młodszym rodzeństwem. Wciąż jednak wiele jest wiosek, w których nie ma dostępu do edukacji. Nieliczne szkoły państwowe są w opłakanym stanie: mają jedną, góra dwie sale, które przykrywa dach sklecony z bambusa. Zeszyt i ołówek to też luksus, zwykle dziecku musi wystarczyć wypożyczona tabliczka i kreda. Ta również jest drogocenna: „Jest z zagranicy” mówią dzieci i każdy kawałek dzielą, by starczyło dla kilku kolegów. Zresztą kredą pisze się tylko na lekcjach. W domu do odrabiania zadań musi wystarczyć pisanie patykiem na piasku.
Ojcowie duchacze, pochodzący z Polski, prowadzą w regionie Mampikony 25 szkół, w których uczy się ponad sześć tysięcy dzieci.