Przekazaliśmy 78 000 euro na budowę porodówki w Mandiavato.
Żeby już nie musiały się bać
W tej zapomnianej przez wszystkich wsi chore dzieci w domach dostawały zwykle tylko gorącą wodę i sporadycznie paracetamol. Do lekarza było ponad 45 km, a droga straszna. Kogo zresztą stać na podróż czy lekarza? Chorzy niesieni pieszo do lekarza w nosidłach z dwóch pali, przełożonych płótnem, nierzadko umierali w drodze.
Tak było jeszcze trzy lata temu we wsi w samym środku Madagaskaru. W swoim domu zaczęłyśmy przyjmować chore dzieci, szybko potem też rodziców – opowiada s. Gabrielle, orionistka. — Nie było miejsca. Cięższe przypadki kładło się na jedyny stół w jadalni. Kiedyś siostry miały siadać do stołu, kiedy przyniesiono poranionego mężczyznę, który spadł ze skał. Talerze natychmiast zniknęły. Po uratowaniu rannego siostry już późno w nocy jadły kolację. Starały się nie myśleć, co się tu działo przed chwilą – wspomina siostra. W kartonach pod stołem zorganizowały małą aptekę, która się z czasem rozrosła.
Tak bardzo się boję! W naszej okolicy wiele matek umiera przy porodzie. Chciałabym, żeby moje dziecko było zdrowe i żeby wszystko poszło dobrze. Tylko tego pragnę — mówi Fanomezantsoa (20 lat), która oczekuje pierwszego dziecka.
Angele (64 lata) trafiła tu wycieńczona po długotrwałej biegunce. — Od kiedy są tu siostry, ratują nasze dzieci. Kiedyś tak wielu ludzi umierało w domu lub w drodze do miasta – mówi.
W końcu udało się zbudować przychodnię. Pracują w niej trzy siostry (lekarka i dwie pielęgniarki). Na więcej pracowników nie ma pieniędzy. Przychodnia przyjmuje ponad 300 osób tygodniowo. Ludzie czekają w długich kolejkach, bo to jedyna szansa na leczenie. Przychodzą z całej okolicy, niektórzy przywożeni są wozami, w dzień i w nocy. Wielu nie ma czym zapłacić, niektórzy za leczenie przynoszą woreczek fasoli lub trochę ryżu, ale każdy otrzymuje pomoc.
Życie ściera się ze śmiercią
W domach kobiety rodzą w bardzo trudnych warunkach. Śmiertelność jest bardzo duża – mówią siostry — naprawdę za duża. Nigdzie nie ma specjalnego miejsca dla ciężarnych, nawet w miejskim szpitalu, który i tak jest za daleko.
W przychodni odbierane są też porody, choć przychodnia nie jest do tego dostosowana. W małej sali, w której są tylko dwa łóżka, życie ściera się ze śmiercią. Na tym samym łóżku, na którym przychodzi na świat dziecko, jutro ktoś umiera.
Najpilniejszą sprawą jest teraz budowa porodówki, by kobiety mogły rodzić w godnych warunkach. Siostry zdobyły nawet inkubator, ale niestety brakuje prądu.
Porodówka w Mandiavato uratuje życie setkom kobiet, które do lekarza mają kilkadziesiąt km gliniastą drogą.
Wieś Mandiavato leży 120 km na zachód od stolicy Madagaskaru. Większość mieszkańców to ubodzy rolnicy (ryż, kukurydza, warzywa). Ziemia jest bardzo nieurodzajna, prawie same wzgórza. Ludzi nie stać na lekarza i leki. Do asfaltowej drogi jest 20 km. Przez cztery najtrudniejsze miesiące w roku w porze deszczowej droga bywa nieprzejezdna. Siostry zorganizowały kiedyś dla dzieci pieszą wycieczkę do najbliższego miasta. Wiele dzieci jeszcze nigdy nie opuściło wioski. Z daleka, przy refleksie słońca odbijającego się od asfaltu, dzieci myślały, że to woda. Siostro – wołały — jak to jest, że samochody jadą po rzece?
Mandiavato leży na nieurodzajnych, górzystych terenach.
W porze deszczowej ta droga bywa nieprzejezdna.
Kobiety na Madagaskarze przy porodzie umierają sto razy częściej niż w Polsce. Liczba zgonów matek na 100 tys. żywych urodzeń: Madagaskar – 353; Polska – 3.
Siostry orionistki w Mandiavato pracują już 15 lat. Przez ten czas pomogły tysiącom ludzi w przychodni. Teraz chcą ratować życie rodzących kobiet. Chcą wybudować sporą porodówkę, właściwie to mały szpital matki i dziecka. Kobiety będą tam rodzić i zostawać kilka dni po porodzie. Powstanie budynek z 15 pomieszczeniami. Rocznie będzie można tu przyjąć ponad 1500 porodów. Dodatkowo zakupione zostaną baterie słoneczne (wobec problemów z prądem) i bojler na gorącą wodę.
Siostra Gabrielle i słynny stół, od którego wszystko się zaczęło.
Stan budowy porodówki jesień 2020 r.: