Przekazaliśmy 168 785,77 zł na budowę centrum dla opuszczonych dzieci w Bukanga w Tanzanii.
Projekt powstaje na rzecz żyjących w Tanzanii dzieci, które nie maja żadnej pomocy od rodziców lub też rodzin. Priorytetem projektu jest budowa przyszłości dzieci poprzez edukację oraz otoczenie ich codzienną opieką. W Tanzanii jest bardzo dużo dzieci, które potrzebują pomocy. Często są to dzieciaki, nie mające wsparcia rodziny. Są dyskryminowane i wykorzystywane. Centrum będzie walczyć z tym negatywnym czynnikiem.
W Centrum Samarytańskim, bo taką ma przyjąć nazwę, szczególnie będzie zwracało się uwagę na edukacje, ale również na rozwój kultury i sportu. Dzieci zamieszkujące ośrodek będą dzieliły się swoim doświadczeniem z dziećmi z pobliskiej wioski. Również dla dzieci z zewnątrz będą prowadzone rożne zajęcia wychowawcze. Szczególny nacisk będzie położony na naukę języka angielskiego, który jest niezbędny, gdyż wszystkie egzaminy na terenie Tanzanii odbywają się właśnie w tym języku.
W ramach centrum powstanie ośrodek zdrowia, w którym dzieci — jak również mieszkańcy wioski Bukanga — będą korzystać z pomocy medycznej. Planowane są także seminaria na tematy medyczne, dotyczące dbania o zdrowie.
Centrum ma powstać w Bukanga. To wioska leżąca około 10 km od Musomy, licząca 1900 mieszkańców. Ci ludzi w większości są rybakami albo rolnikami. To bardzo biedna społeczność. Na terenie tej wioski jest przynajmniej 33 dzieci, które nie mają nikogo. Ogólnie ośrodek pomieści 72 dzieci. Centrum Samarytańskie to budynek, składający się z czterech skrzydeł. Pierwszy ma obejmować ośrodek zdrowia i pokoje dla chorych. Drugie skrzydło to klasy dla dzieci oraz część pokoi sypialnych. Trzecie skrzydło to same pokoje sypialne. Czwarte skrzydło to część gospodarcza: kuchnia, jadalnia, magazyn na żywność, prania i szwalnia. Powierzchnia zabudowy wynosi 1000 m kw. Centrum będzie zbudowane na terenie, podarowanym przez tutejszego biskupa.
Podopieczni z Bukanga oraz plac budowy centrum.
Historia dwójki dzieci z rejonu Bukanga, opowiedziana przez pracującą w Tanzanii siostrę Rut:
Juliana trafiła do nas w wieku dwóch lat. Dzisiaj chodzi już do pierwszej klasy podstawówki. Historia jej życia rozpoczęła się bardzo smutno. Do drugiego roku życia razem z mamą chodziły po drogach Musoma i okolicy oraz prosiły o cokolwiek do zjedzenia. Widziano je, jak się przytulają. Pewnego dnia mama zostawiła dziewczynkę przed drzwiami kościoła i odeszła. Juliana płakała i czekała, nie wiedząc na co. Znalazł ją ksiądz, który przywiózł dziecko do nas. Dziewczynka jest bardzo grzeczna i chętna do nauki. Pewnego dnia zapytała mnie, dlaczego mama ją zostawiła? Dlaczego jej nie chciała? Trudne pytanie. Tak naprawdę to nie miałam odpowiedzi. Ale zaczęłam w inny sposób: Wiesz, Juli, może mama nie miała pieniędzy, by kupić ci jedzenie i postanowiła cię zostawić przed kościołem, aby Jezus się tobą zaopiekował. Mówiąc to myślałam, jakie to trudne. — Teraz ja tu jestem i dbam o ciebie, by było ci tu dobrze, abyś się uczyła i miała co jeść. Są też ludzie o dobrych sercach, którzy pomagają nam, byśmy się nie martwili, jak przetrwać. Ku mojemu zaskoczeniu Juli uśmiechnęła się i od tego dnia z jej twarzy nie znika uśmiech. Zaczęła mnie traktować jak swoją mamę.
Juliana.
Samuel uczęszcza już do piątej klasy podstawówki. Trafił do nas, gdy miał cztery lata. Nie ma ojca, a przynajmniej nie wiemy, co się z nim dzieje. Matka chłopca jest bardzo chora i nie ma kontaktu z rzeczywistością. Niestety, stosowała wobec chłopca przemoc fizyczną. Pewnego razu przyjechał do nas pewien kapłan. Powiedział, że zna jednego chłopca. Jeżeli mu nie pomożemy, to może nie przeżyć. I tak przyjechał do nas Samuel: wystraszony, bardzo zamknięty i smutny. Po jakimś czasie okazało się, że chłopiec zaczyna się uśmiechać. Jego marzeniem jest zostać pilotem. Bardzo w to wierzy. Samuel zmienił się bardzo. Teraz lubi opowiadać różne historie. Jest bardziej otwarty i radosny, ale nigdy nie mówi o swojej mamie.
Samuel.