Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

AUTOBUS SZKOLNY

LICZBA PROJEKTU: 250 DZIECI

MIEJSCE: KIABAKARI, TANZANIA

NR PROJEKTU: 30/2019

Prze­ka­za­li­śmy 90 tys. zło­tych na szkol­ny auto­bus dla dzie­ci w Kiabakari.

Uczu­cie gło­du jest codzien­no­ścią dzie­ci w Tan­za­nii. W ubo­gich rejo­nach je się jeden posi­łek dzien­nie, więc dzie­ci są nie­do­ży­wio­ne. na pro­win­cji ludzie nie mają dostę­pu do jedze­nia w wystar­cza­ją­cej ilo­ści. Samot­ne mat­ki pra­cu­ją najem­ną pra­cą za rów­no­war­tość kilo­gra­ma mąki czy pół kilo ryżu. Pra­cu­ją np. przy pro­duk­cji żwi­ru. Naj­pierw ręcz­nie muszą wyszu­ki­wać kamie­nie, potem je tłuc. Za wypro­du­ko­wa­nie 70 kg żwi­ru kobie­ta dosta­je 1,70 zł. Tak pra­cu­ją­ca mat­ka nie jest w sta­nie zapew­nić dzie­ciom wystar­cza­ją­cej ilo­ści jedze­nia, nie mówiąc o dostę­pie do edukacji.

Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

W regio­nie dzia­ła misyj­na szko­ła, dofi­nan­so­wu­ją­ca naukę i pod­ręcz­ni­ki naj­uboż­szym. Doży­wia­ją­ca naj­bar­dziej zagło­dzo­nych uczniów. W szko­le pod­sta­wo­wej oraz przed­szko­lu przy misji w Kia­ba­ka­ri w Tan­za­nii uczy się 250 dzie­ci róż­nych wyznań. To bar­dzo dobra szko­ła — na tysiąc dzie­ci, przy­stę­pu­ją­cych do pań­stwo­wych egza­mi­nów, jej ucznio­wie zaję­li wszyst­kie miej­sca w pierw­szej dzie­siąt­ce. Rodzi­ce są zado­wo­le­ni. Choć na począt­ku byli nie­uf­ni, bo misjo­na­rze mają zasa­dę, że rodzi­ce muszą dopła­cać do edu­ka­cji. Żeby to był wspól­ny wysiłek.

Żeby ksiądz nam nie umarł

Ale już na ostat­nie zakoń­cze­nie roku przy­szli wszy­scy rodzi­ce. Pod­cho­dzi­li i dzię­ko­wa­li, mówiąc, że boją się tyl­ko, żeby ksiądz nie zacho­ro­wał i nie umarł, bo potrze­ba jesz­cze szko­ły śred­niej i boiska.

Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

Piki piki, czy­li lokal­ny trans­port do szkoły

Był jed­nak spo­ry pro­blem. Dzie­ci z oko­licz­nych wio­sek nie mia­ły jak dotrzeć do tej szko­ły. Miesz­ka­ją kil­ka kilo­me­trów dalej, cza­sem jest to nawet 20 km. Wsta­ją o pią­tej, żeby dojść do szko­ły na ósmą. Przy rów­ni­ku jasno się robi koło szó­stej, więc cho­dzą po ciem­ku. Rodzi­ce nie chcą wypusz­czać malu­chów na dale­ką tra­sę i nie ma się im co dzi­wić. Alter­na­ty­wą jest trans­port dzie­ci na taxi-moto­rach (tzw. piki piki), gdy kie­row­cy zabie­ra­ją po tro­je i wię­cej dzie­ci na motor. Jed­nak nie jest to trans­port ani tani, ani bezpieczny.

Inter­nat nie jest roz­wią­za­niem, bo kogo stać na inter­nat? Była­by to kolej­na szko­ła dla boga­tych (oczy­wi­ście, jak na Tan­za­nię) dzie­ci. Pol­ski misjo­narz, ks. Woj­ciech Kościel­niak posta­no­wił kupić auto­bu­sy, któ­re będą zwo­zić do szko­ły dzie­cia­ki z oko­licz­nych wio­sek. Jeden taki auto­bus ufun­do­wał papież Fran­ci­szek. Teraz uzbie­ra­li­śmy na drugi.

Pro­win­cja Tan­za­nii to inny obraz niż ten z fol­de­rów rekla­mo­wych wycie­czek na Zan­zi­bar czy pod Kili­man­dża­ro. Tury­ści tu, 1000 km w głąb lądu, nie tra­fia­ją. To naj­uboż­szy region kra­ju. Nie ma żad­ne­go prze­my­słu, oprócz rybo­łów­stwa i kil­ku kopalń zło­ta, któ­re nie słu­żą ludziom – tyl­ko tym, co to zło­to wyko­pu­ją. Tu poło­wa dzie­ci nie cho­dzi do szko­ły – pasą kro­wy, pra­cu­ją w polu, noszą cza­sem kilo­me­tra­mi wodę i chrust na opał. Jadą do duże­go mia­sta szu­kać lep­sze­go miej­sca do życia, a tam miej­skie pla­gi: pro­sty­tu­cja, nar­ko­ty­ki, uza­leż­nia­ją­ce zakła­dy buk­ma­cher­skie. Dziew­czyn­ki są szyb­ko wyda­wa­ne za mąż. Bez wykształ­ce­nia nie znaj­dą nigdzie pra­cy. Kie­dy dziew­czy­na nie umie czy­tać i pisać, to nie ma wyj­ścia — robi to, co jej każą. Jeśli skoń­czy szko­łę, ma moż­li­wość pójść do pracy.

Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

Gdy ojciec zosta­wił rodzi­nę i uciekł w inne tere­ny, Rosę utrzy­my­wa­ła syna Bene­dic­ta i cór­kę Jose­phi­ne, pro­du­ku­jąc kwas chle­bo­wy. Potem sprze­da­wa­ła na przy­stan­ku ten musu­ją­cy napój, a uzbie­ra­ne pie­nią­dze prze­zna­czy­ła na edu­ka­cję syna. Bene­dict to naj­lep­szy uczeń w misyj­nej szko­le, któ­ry teraz poszedł uczyć się dalej. Jospe­hi­ne też jest w tej szko­le i dobrze sobie radzi.

500 dzie­ci w klasie

Waż­ne też, jaka jest szko­ła. Edu­ka­cja pań­stwo­wa w Tan­za­nii jest na bar­dzo niskim pozio­mie. Kla­sy są prze­peł­nio­ne. Śred­nia kra­jo­wa: 193 dzie­ci w kla­sie. W tym roku szkol­nym do jed­nej z klas zapi­sa­no 500 dzie­ci. A nauczy­ciel jeden. Cza­sem on sam jest tyl­ko po pod­sta­wów­ce, naj­wy­żej po matu­rze. Nie dzi­wi więc, że nie­któ­re dzie­ci po 7 latach nauki nie potra­fią się pod­pi­sać. Nikt nie spraw­dza, czy cho­dzą do szko­ły. Kla­sy nie mają prą­du, ławek, przyborów.

Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

Dzie­ci w Tan­za­nii nie potra­fią się bawić zabaw­ka­mi, a kie­dy je dosta­ną, patrzą na misjo­na­rzy, cze­ka­jąc na instruk­cje, co robić.

Dzie­ci w Tan­za­nii mają pro­ste marze­nia: najeść się do syta, mieć buty, nie­po­tar­ga­ne ubra­nia. Szko­ła to naj­więk­sze z marzeń.

W Tan­za­nii anal­fa­be­tyzm obej­mu­je 37% kobiet i 22% męż­czyzn. Szko­ła w Kia­ba­ka­ri jest dobra, anglo­ję­zycz­na, więc ucznio­wie pozna­ją ten język. Czę­sto jest tak, że rodzi­ce nie zna­ją angiel­skie­go, więc ucznio­wie w domu się popi­su­ją, zachę­ca­jąc tym samym rodzi­ców do ucze­nia się języ­ka czy nauki pisa­nia.
Szko­ła zmie­nia szan­se dzie­ci, o ile opa­nu­ją czy­ta­nie oraz pisa­nie i będą umia­ły zmie­rzyć, zwa­żyć i gospo­da­ro­wać pie­niędz­mi. Edu­ka­cja daje im też poczu­cie odpo­wie­dzial­no­ści za swo­je życie, uczy pra­co­wi­to­ści i zwięk­sza szan­sę, że jako doro­śli będą potra­fi­li się dobrze zająć gospo­dar­ką czy hodow­lą zwie­rząt. Zało­żą skle­pik albo zakład kra­wiec­ki. Szko­ła zmie­ni ich życie, tak jak auto­bus zmie­ni ich dro­gę do szkoły.

Szkolny autobus dla dzieci w Kiabakari (Tanzania)

Ire­na marzy o szko­le. Rodzi­na dziew­czyn­ki nie ma pie­nię­dzy. W tym kra­ju nauka nie jest przy­mu­sem. Dzie­cia­ki cho­dzą­ce do szko­ły wie­dzą, że są szczę­ścia­rza­mi. Gdy wolon­ta­riu­sze zor­ga­ni­zo­wa­li zaję­cia w szko­le waka­cyj­nej, tyl­ko z jed­nej wio­ski przy­szło na nie 450 dzieci.