Ukończyliśmy budowę szkoły w slumsach Nairobi (Kenia). Przekazaliśmy na ten cel 167 844 zł.
Żyją w rozgrzanych barakach z blachy, bez prądu, wody i kanalizacji. Ich rodzice nie mają pracy. Oni też jej nie znajdą. Chyba że zdobędą wykształcenie.
Raphael jest uczniem piątej klasy szkoły St. John’s. Mieszka w slumsie Korongocho z mamą i dwojgiem rodzeństwa. „Nasz tata zmarł – mówi chłopak – i to mama jest jedyną żywicielką rodziny. Nie ma stałej pracy, czasem znajdzie jakąś dorywczą. Nasze warunki życia nie są zbyt dobre. Wyzwaniem jest zdobycie jedzenia”.
Slumsy to inny świat. Owszem, w Polsce też widzimy biedę, ale tam mówimy o innej biedzie. Przede wszystkim w slumsie panuje ogromna ciasnota. Na niewielkim kawałku miasta w ścisku żyje między dwa a trzy miliony ludzi. Całe Nairobi, stolica Kenii, liczy około pięć milionów.
Trudno się przecisnąć
W jednym pokoju z blachy, która w afrykańskim słońcu aż parzy z gorąca, mieszka pięć, sześć, czasem siedem lub więcej osób. W środku jest jedno łóżko, szafa i komoda, na której stoi kuchenka. Gdy rodzina jest odrobinę bogatsza – kuchenka ma butlę gazową. Gdy biedniejsza – jest to tradycyjna kuchenka na naftę. W środku trudno się przecisnąć dorosłej osobie.
Bez prądy, wody, kanalizacji
Taki „dom” kosztuje 20 dolarów na miesiąc – slumsy funkcjonują i wciąż się rozrastają, bo tanie mieszkanie jest palącą potrzebą. Oczywiście, stawiane są nielegalne. Nikt by nie zalegalizował budowy dzielnic bez prądy, wody, kanalizacji. W slumsie pierwsze, co uderza, to potworny zapach.
Ścieki płyną na zewnątrz, nie ma czegoś takiego jak łazienka. Jest wspólny wychodek na kilka rodzin. Obok stoi miska z wodą, w której można się umyć. Jeśli wodę się kupi i przyniesie w 20-litrowych baniakach po oleju.
„Nigdy nie poznałam mamy, bo umarła, jak byłam bardzo mała – mówi Mitchell. – Ja i moje rodzeństwo mieszkamy z babcią, która zarabia, piorąc ubrania. Gdy nic nie zarobi, wszyscy idziemy spać głodni”.
Życie na ulicy
Z powodu upału w blaszakach, życie toczy się na zewnątrz. Na ulicy kobiety kroją warzywa, smażą na ogniu na ułożonych kamieniach, dzieci się bawią, wałęsają się psy. Dopiero wieczorem idzie się do środka. Także wieczorem, koło godziny siódmej, zaczyna się gotowanie głównego posiłku. Najważniejsze: iść spać z pełnym brzuchem. Można nie jeść cały dzień, ale dla mieszkańców slumsów głód zaczyna się wtedy, gdy poszli spać bez jedzenia. Dopiero to nazywają głodem.
Tania siła robocza
Ponad 95% ludzi w slumsach żyje poniżej granicy ubóstwa i ledwo jest w stanie przeżyć za dolara dziennie. Nie ma pracy – stałą pracę ma mniej niż połowa. Reszta mieszkańców slumsów próbuje przeżyć, szukając dorywczego zajęcia – na budowie, w obwoźnym handlu czy sprzedając na ulicy orzeszki ziemne. Nawet ci, którzy mają pracę, są często wykorzystywani jako tania siła robocza: jako pomoce domowe czy ogrodnicy. Dobra płaca to 100 dolarów na miesiąc, a ceny są niewiele niższe niż w Polsce.
Bez edukacji młodym ludziom pozostaje praca na wysypisku śmieci.
Wąchanie kleju, by zabić głód
Je się prawie zawsze to samo: ugali. To typowa potrawa z mąki kukurydzianej. Gotuje się z niej papkę, do tego są smażone warzywa. Generalnie je się najtańsze jedzenie, jak fasola czy kapusta.
Nierzadko mieszkańcom slumsów towarzyszy uczucie głodu. Dzieci ulicy zabijają głód, wąchając różne substancje. Widzi się, jak chodzą z szmatkami nasączonymi benzyną czy naftą. Alkohol robiony nielegalnie zabija ludzi. Bieda w slumsach powoduje takie problemy społeczne, jak przemoc, narkomania czy prostytucja.
Nie każdemu się uda
„Dlatego w naszej edukacji kładziemy nacisk na przemianę serc, na przywrócenie dzieciom godności – mówi o. Maciej Zieliński, misjonarz w Nairobi. – Jedyną szansą dla nich jest wykształcenie. Ono potrafi całkowicie zmieniać drogi życiowe. Jak w przypadku Petera, który od dobrych ludzi z Włoch otrzymał pieniądze na edukację. Udało mu się wyrwać ze slumsów. Założył rodzinę i oboje z żoną Monicą działają społecznie na rzecz poprawy życia w slumsach. Nie ma tygodnia, by tam nie pomagał. A brat Petera, który nie dostał takiej szansy, aktualnie przebywa w więzieniu. Nie każdemu się uda”.
Edukacja podstawowa w Kenii oficjalnie jest bezpłatna, ale i tak zawsze trzeba coś zapłacić, ciągle są jakieś koszty, składki, podręczniki, mundurki. Szkoła średnia jest już płatna – około 500 dolarów na rok. Dlatego mnóstwo dzieci kończy naukę na podstawówce. Ale są rejony kraju, gdzie i do podstawówki nie chodzi nawet połowa dzieci.
579 uczniów
Szkoła St. John’s Primary powstała w 1990 r. Prowadzi ją miejscowa wspólnota katolicka oraz misjonarze kombonianie. Zaczęła jako ośrodek dla dzieci ulicy, potem przekształciła się w przedszkole i szkołę podstawową. Ma wysoki poziom nauczania. Aktualnie uczy się w niej 579 dzieci. Czesne jest minimalne, ale i tak większości rodziców na to nie stać. Szkoła przyjęła więc zasadę: czy płacisz, czy nie płacisz – i tak się uczysz. Stara szkoła (zbudowana z półstałych konstrukcji z błota) jest mała. Trzeba zbudować nowy budynek. Powstanie w nim także gimnazjum. Pierwsze piętro już stoi. Teraz trzeba znaleźć środki na dokończenie szkoły.
Derrick chodzi do ósmej klasy szkoły St. John’s. „Mieszkamy z mamą i czwórką rodzeństwa. Tata nie żyje. Mama zarabia zbierając i myjąc zużyte pojemniki. Moja siostra cierpi na porażenie mózgowe”.